Na dobre i na złe*

Nigdy nie żałowałem tego, że znalazłem się w swoim kraju – mówił Antoni Słonimski (1895– 1976) po siedmiu latach pobytu w Polsce powojennej. Nawiązywał do swojej decyzji o powrocie z Londynu, gdzie znalazł się w czasie okupacji, do Warszawy, miejsca urodzenia i życia przez cały okres międzywojenny. Była to decyzja wyjątkowa, ponieważ w tym czasie (był rok 1951, mroczny stalinizm) zdecydowana większość Ocalonych (bezpośrednio po wojnie wróciło do ojczyzny ok. 350 tys. Żydów) z Polski wyjechała i nadal wyjeżdżała w różne strony świata.

Powodem wyjazdów był ogromny antysemityzm Polaków wyrażający się w prześladowaniach, przemocy, nie wyłączając zabójstw, pustka po wymordowanym narodzie, brak warunków do życia (własność żydowska natychmiast została przejęta przez Polaków), bezgraniczny strach. Mimo zakończenia wojny Żydom w Polsce nadal groziła śmierć za to, że są Żydami (pogrom kielecki 4 lipca 1946 r., wiele innych przypadków zabójstw). Wśród Ocalonych intelektualistów i twórców wielu było takich, którzy wyjechali lub nie wrócili do Polski z przyczyn politycznych.

Sam Słonimski z powodu swojej decyzji o powrocie stracił przyjaciół młodości – Skamandrytów: Jana Lechonia i Kazimierza Wierzyńskiego. A przecież, jak ocenia jego biografka Joanna Kuciel – Frydryszak, nie mógł nie wrócić do Polski, nie tylko z przyczyn ideologicznych, ale i emocjonalnych. Zaraz po wyzwoleniu przyjechał na krótko do Warszawy, żeby zobaczyć ogrom zniszczeń. Nie zmieniło to jego decyzji, raczej wpłynęło na odłożenie powrotu.

Miał dość „endeckiej twarzy londyńskiej emigracji”. W okresie międzywojennym był przecież socjalistą sprzyjającym Piłsudskiemu, co zresztą w latach 30. zaczęło się zmieniać wraz z narastającą faszyzacją życia. Przede wszystkim jednak czuł się Polakiem o genealogii żydowskiej (był dumny ze swoich uczonych przodków) i twórcą, który nie mógł żyć poza swoim intelektualnym i literackim środowiskiem, w oddaleniu od czytelników. Wiedział, że pozostając na obczyźnie pozbawi się szans na publikację swoich utworów w kraju, zrozumiałych właściwie tylko dla Polaków.

Oczywiście, ówczesnej władzy zależało, by po wojnie do Polski wracali najwybitniejsi twórcy. Otrzymywali w pierwszej kolejności mieszkania (Słonimscy na Krakowskim Przedmieściu), gwarantowano im możliwość utrzymania się dzięki publikacjom. Warunkiem była lojalność wobec rządzących.

Dla Słonimskiego kluczowe było poczucie, że ma wpływ na opinię społeczną. Temu służyły, także przed wojną, jego krytyczne i poczytne felietony, wiersze z zakodowanymi przesłaniami politycznymi, aktywność publiczna, po wojnie przede wszystkim w Związku Literatów Polskich. Prowadziło to nieuchronnie do narażania się władzom.

Aby cokolwiek zdziałać – pisze autorka - Słonimski musiał nieustannie lawirować, a i tak spotykały go konsekwencje i niepowodzenia. W 1957 r., a więc już po „odwilży” październikowej, był wezwany na rozmowę z premierem Józefem Cyrankiewiczem, ponieważ w Tokio krytycznie ocenił sytuację w Polsce, w tym stalinizm, który „zdewastował życie kulturalne i naukowe”. Rok później tłumaczył się w Ministerstwie Kultury po wysłaniu Borysowi Pasternakowi, jako prezes ZLP, listu gratulacyjnego z powodu przyznania literackiej Nagrody Nobla za „Doktora Żiwago”. Jak się okazało, nie powinien tego robić, ponieważ Chruszczow zabronił laureatowi przyjęcia Nagrody.

Miarka się przebrała w lutym 1964 r., w związku z tzw. listem trzydziestu czterech przeciwko cenzurze, zaadresowanym do premiera Józefa Cyrankiewicza. Inicjatorem wystąpienia był Antoni Słonimski. Od tamtego czasu władze zaczęły traktować poetę jako opozycjonistę. Z tamtego okresu pochodzi przytoczone przez biografkę powiedzenie, którego autorstwo przypisuje się premierowi: Polską rządzą trzy siły polityczne – partia, Kościół i Antoni Słonimski.

Cena zaangażowania była wysoka, a płaciło za nie środowisko intelektualne obniżonymi nakładami czasopism („Tygodnik Powszechny”), zakazem publikacji dla podpisanych pod listem, aresztowaniami (Jan Józef Lipski, Melchior Wańkowicz). Słonimskiemu założono podsłuch w domu i w telefonie, zakazano druku felietonów w satyrycznych „Szpilkach”, odmówiono wydania paszportu na wyjazdy zagraniczne, jego stolik w kawiarni PIW-u na Foksal obserwowała Służba Bezpieczeństwa.

Od początku lat 60. XX w. władze polityczne uznawały Słonimskiego za dysydenta z powodu: inicjowania i podpisywania listów protestacyjnych (wspólnie z innymi intelektualistami, w tym członkami ZLP) w sprawach polityki kulturalnej (cenzura, ograniczone przydziały papieru dla wydawnictw), za wzywanie rządzących do przywrócenia tolerancji i swobody twórczej, za odwoływanie się do haseł i zdobyczy października 1956 r., wreszcie za protest po wyrzucaniu Adama Michnika i Henryka Szlajfera z Uniwersytetu Warszawskiego w marcu 1968 r.

W niesławnym przemówieniu Władysława Gomułki z 19 marca 1968 r., transmitowanym z Sali Kongresowej na całą Polskę, pierwszy sekretarz KC PZPR wypomniał Słonimskiemu felieton z 1924 r., w którym napisał, w zupełnie innym kontekście społecznym i politycznym, że nie czuje się ani Polakiem, ani Żydem. Gomułka ogłosił gotowość wydania paszportów emigracyjnych (czyli w jedną stronę) tym, którzy „uważają Izrael za swoją ojczyznę”. Od tej chwili rozpoczęła się w Polsce nagonka na Żydów, zwalnianie z funkcji, pozbawianie pracy i zmuszanie do masowych wyjazdów bez prawa powrotu.

Słonimski nie wyjechał, mimo że znowu zakazano publikowania jego prac. W niewysłanym liście do Gomułki napisał: Jestem pisarzem polskim, jestem Polakiem. Gdy po przyjeździe z Anglii pytano mnie, czy wróciłem na dobre, odpowiadałem, że na dobre i na złe.

8 lipca 1976 r. na pogrzebie Antoniego Słonimskiego w Laskach zjawiło się ok. tysiąca osób, jednak nie było wśród nich przedstawicieli władz państwowych. Wcześniej zakazano druku klepsydr zawiadamiających o terminie i miejscu pogrzebu. „Tygodnik Powszechny” pożegnał swojego wieloletniego poczytnego autora słowami: „Był człowiekiem odważnym i prawym, oddanym do końca swych dni sprawie humanizmu…”.

Joanna Kuciel-Frydryszak napisała w biografii Słonimskiego, że po zabójstwie pierwszego Prezydenta RP Gabriela Narutowicza (16 grudnia 1922 r.) poeta zrozumiał, że istnieją dwie Polski: nacjonalistyczna, szowinistyczna i ta druga. Walce z pierwszą poświęcił większość swojego 80-letniego życia.

Domyślamy się, że na drugiej opierał swój lewicowy optymizm.

Hanna Świeszczakowska

*Joanna Kuciel-Frydryszak „Słonimski. Heretyk na ambonie”, wyd. W.A.B. Warszawa 2012; wyd. Marginesy, Warszawa, 2024