Na łące pamięci

Po okresie kształtowania się państw narodowych (w naszej części Europy był to efekt pierwszej wojny światowej), a zarazem świadomości narodowej w szerokich warstwach społecznych, przyszedł czas na docenianie wielokulturowości. Stopniowo dochodzimy do zrozumienia, że wartością jest nie tylko państwo scalające społeczność mówiącą jednym językiem i połączoną wspólną historią, ale pokojowe współistnienie ludzi różnego pochodzenia, języków, wyznań i kultur także w ramach jednego państwa. Jest to proces długi i najeżony konfliktami, ale tylko w konfrontacji z innymi możemy poznawać siebie oraz uczyć się od nich.

Monika Sznajderman napisała książkę* o skutkach przymusowych wysiedleń Łemków, mieszkających od pokoleń w Beskidzie Niskim, na ziemie zachodnie i północne w ramach tzw. akcji Wisła (1947-1950). Utratą swojej małej ojczyzny zapłacili za inność kulturową i niezawinione uwikłanie w wojnę domową; oskarżono ich zbiorowo, podobnie jak wszystkich polskich Ukraińców zwanych wcześniej Rusinami, o sprzyjanie bandom UPA (Ukraińskiej Powstańczej Armii).W Beskidzie (głównie powiat gorlicki) zostawili domy, cerkwie, cmentarze, a przede wszystkim to, co niematerialne – zostawili swoje dusze. Ktoś zauważył, że na nowych miejscach Łemkowie przestali zajmować się swoim tradycyjnym rękodziełem…

Miejsce wypędzonych zajęła częściowo (wiele wsi pozostało wyludnionych) ludność napływowa, w tym Polacy z tzw. Kresów, po drugiej wojnie przyłączonych do Związku Radzieckiego. Przybysze raczej nie byli zainteresowani przeszłością tej ziemi i jej dawnych mieszkańców, mieli własne rany i zmartwienia. Moja babcia spod Lwowa, która razem z dziadkiem i mamą zatrzymała się w połowie 1944 roku we wsi Sokół pod Gorlicami, do końca życia mówiła o sobie i swoich bliskich: my, wypędzeni…

Monika Sznajderman przywołuje z imion i nazwisk dawnych mieszkańców Beskidu Niskiego: greckokatolickich i prawosławnych oraz Żydów. Ci ostatni zostali wywiezieni do Treblinki i tam zamordowani przez hitlerowców. Wymienianie imion i nazwisk ofiar wojny i Zagłady to odpowiedź autorki na zadane samej sobie pytanie: Co znaczy dziś pamięć w świecie nadmiaru ludzi, rozproszenia, emigracji, nieustających wędrówek ludów, w świecie wojen?

Autorka pyta dalej: Czy warto restaurować nagrobki, jeśli czas nieuchronnie zaciera napisy na nich i jeśli stopniowo pod jego wpływem groby zapadają się w ziemię? Wystarczy kilkadziesiąt lat, by wypisane życzenie wicznaja pamiat’ stało się niewykonalną obietnicą, bo nie żyją ci, którzy mogą pamiętać. Autorka pisze ze smutkiem: Dziś nie ma komu ani dla kogo odprawiać Dziadów, pamięć też umarła…

Historia Łemkowyny nie jest pod tym względem wyjątkowa. Wszędzie można spotkać opuszczone cmentarze i wyczuć pustkę po tych, którzy zniknęli niemal z dnia na dzień. Żydów wymordowano, a nielicznych powracających dodomów wypędzono (czasami zamordowano), by nie upomnieli się o swoje mienie. Ukraińców i Łemków wysiedlono do ZSRR (przyciągano obietnicami, ale gdy kłamstwo wyszło na jaw powrót nie był możliwy) oraz na tzw. ziemie odzyskane, wielu bez sądu osadzono w polskim obozie Jaworzno; znaczna część uwięzionych straciła tam życie. Ewangelików, najczęściej rolników i rzemieślników, uznano zbiorowo za hitlerowców i wypędzono do Niemiec, choć wielu z nich posługiwało się językiem polskim i czuło się Polakami (świadczą o tym chociażby zachowane w archiwach adnotacje dotyczące nabożeństw odprawianych po polsku i pamiątki po konfirmacjach, a także korespondencja parafialna w języku polskim). Koniec drugiej wojny światowej nie stał się więc czasem pokoju i spokoju dla zamieszkujących Polskę mniejszości kulturowych.

Dziś jedną z wartości wspieranych przez Unię Europejską jest nie tylko poszanowanie inności, ale działanie na rzecz potrzeb i rozwoju mniejszości. To zapewne stanowi zachętę dla młodych Polaków, którzy zaczynają interesować się wielokulturową przeszłością i teraźniejszością swoich okolic. Powstają stowarzyszenia, których członkowie tworzą rejestry nieczynnych, zapomnianych i zaniedbanych cmentarzy różnych wyznań. Wielu młodych szuka dokumentów i informacji, na podstawie których można odtworzyć choćby częściowo biografie osób pochowanych na dawnych cmentarzach. Znana jest historia matki i córki, które kupiły w swojej wsi wystawiony na sprzedaż nieczynny cmentarz ewangelicki. Nie po to, żeby zaorać, ale żeby zadbać i ocalić pamięć. Tym działaniom poświęcone są strony internetowe i książki.

Monika Sznajderman pisząc „Pusty las” odpowiedziała tym samym na pytania: Czym jest pamięć? Jak pamiętać? Właśnie tak: tropiąc i zapisując ślady, dzieląc się wiedzą o przeszłości.

„Mieszkam na łące pamięci” napisała autorka. Dzięki jej książce tytułowy las przestał być pusty.

Hanna Świeszczakowska

* Monika Sznajderman, „Pusty las”, Wołowiec 2019, Wydawnictwo Czarne